niedziela, 25 marca 2018

C. Łazarewicz "Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka"

Żeby nie było śladów.
Sprawa Grzegorza Przemyka
Cezary Łazarewicz






Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne 
Liczba stron: 315 
Cena sugerowana: 39,90 zł 
W 2017 roku decyzją jury pozycja otrzymała laureat Literackiej Nagrody Nike. 










12 maja 1983 rok. Miał to być dzień, jak każdy. Wypad z kolegami na miasto. Trochę śmiechu, zabawy, alkoholu. Świętowanie matury. W końcu droga na wymarzone studia zostanie otwarta.
19 letni Grzegorz Przemyk wraz z kolegami udaje się do centrum. Nie wie, że ten dzień, będzie jednym z ostatnich w jego życiu. Już za kilka godzin będzie leżał wręcz w stanie agonalnym na stole operacyjnym, z ogromnymi obrażeniami. Z wyrokiem śmierci, którego żaden lekarz nie będzie w stanie powstrzymać. Ktoś by pomyślał - kto mógłby dopuścić się aż tak brutalnych czynów, na młodym chłopaku, który dopiero zaczął żyć?
 
"Gdy sześćdziesiąt tysięcy ludzi wspólnie milczy na jeden temat, to jest to głośniejsze niż krzyk z tysięcy gardeł."
Reportaż, to według mnie jedna z najcięższych form, jakie mogą istnieć. Nie chodzi tu o odbiór czy trud, jaki autor musi włożyć w napisanie go. Mam tu na myśli suche fakty. Fakty, które kiedyś miały miejsce. To nie fantastyka, gdzie większość treści jest wytworem wyobraźni pisarza. Ani romans, gdzie sytuacja mogła się wydarzyć, ale nie musiała, a wszystko zakończyło się dobrze. Historia, o której dzisiaj usłyszycie, niestety, miała miejsce. Niestety, bo jest jednym z przykładów, że życie nie zawsze było kolorowe, a w polskiej przeszłości możemy znaleźć wiele niewygodnych prawd. 

Gdyby nie wprowadzenie w życie stanu wojennego, w noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku, nigdy nie czytalibyśmy ani o tej, ani o żadnej innej tego typu sytuacji, mającej miejsce na terenie Rzeczpospolitej Ludowej, w której ginął niewinny człowiek, z powodu bestialskiego traktowania przez służbę mundurową MO. Organizacji, która notabene miała nam - Polakom pomóc, zapewnić bezpieczeństwo. Pozornie, bo większość z nich była budzącymi postrach bestiami.

"Barbara zjeżdża windą w dół i próbuje rozmawiać z mundurowymi:
-Nie ma we mnie nienawiści ani żalu - mówi milicjantom, którzy są niewiele starsi od pobitego na śmierć syna. - Jesteście tylko narzędziami. Nie można gniewać się na narzędzia. Jeśli chcecie być milicjantami, a nie bokserami, to musicie odwrócić się od bandytów, od ludzi bestii."

Najlepsze słowa jakimi można opisać to, co się wydarzyło, to wypowiedź matki Grzegorza - Barbary Sadowskiej. "Ludzie o miedzianym czole, utożsamiający milicję z władzą, postanowili poświęcić prawdę dla swoich doraźnych korzyści, skompromitować wymiar sprawiedliwości w Polsce cynicznymi manipulacjami, które będą kiedyś książkowym przykładem niesprawiedliwości". I takim właśnie się stały. Dowodem na bezkarność władzy. Na manipulacje. Na kłamstwa. Na cierpienie ludzi. Ale także na ich gotowość do walki i upór. Na pragnienie wolności, które zawsze towarzyszyło Polakom. Także na to, ile musieliśmy wycierpieć, aby ta sprawiedliwość w końcu nadeszła.

"Bijcie tak, żeby nie było śladów."

Tego reportażu nie da się czytać spokojnie. Chociaż napisany został bez wyczuwalnych przez czytelnika emocji, to one i tak się pojawiają. Bo w obliczu takiej historii nie da się przejść spokojnie. Nie da się o niej czytać i nie poczuć rosnącej nienawiści do komunizmu, do stanu wojennego. Nie da się jej odłożyć i spokojnie wrócić do przerwanych zajęć. Nie, nie, nie. To nie tego typu literacka pozycja.
Ogromne brawa należą się panu Cezaremu. Nie tylko za bez emocjonalny ton pisania, ale też za ilość pracy, jaką musiał wykonać aby ta książka powstała. Za szczegółowość, precyzyjność. Za poruszenie tematu niemalże z każdej strony. Ilość czasu jaka musiała zostać poświęcona, aby powstało te lekko ponad 300 stron...  Zdecydowanie nagroda Nike była zasłużona.

"Kilka dni później Woroszylski dostaje list w niebieskiej kopercie, na której nie ma adresata. ,,Ty wszawa gnido - pisze anonim. - Na naszą milicję to potrafisz pisać skargi, a dlaczego nie piszesz o gestapo, o Niemcach i ich wyczynach, jak mordowali twoich braci w gettach, w obozach zagłady.
Ty pierdolony wyrodku, nasza milicja powinna lać takich gnojków jak ty i tobie podobni, a nie głaskać was. Gdyby to była przedwojenna policja, toby rozprawiła się z wami w dwadzieścia cztery godziny i zapanowałby spokój.
Wy pierdolone płatne pachołki dolarowe, jak wam się nie podoba w tej naszej ojczyźnie, to wypierdalajcie z niej do Kohla i Reagana. Ty zdrajco naszego narodu, ty wszo na ciele naszej ojczyzny".

Podsumowując. Dla mnie jest to pozycja obowiązkowa, dla każdego człowieka, dla każdego Polaka. Dlaczego? Prawda historyczna oparta na konkretnym przykładem zawsze będzie lepiej przyswajana. Szczególnie, kiedy szokuje. "Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka" spełnia te kryteria. Powinniśmy znać przeszłość swojego narodu i wyciągnąć z niej wnioski. Szczególnie, gdy chodzi o błędy z powodu których giną młode osoby, bo Grzegorz na pewno nie był odosobnionym przypadkiem, a jedynie głośnym. Zginął z powodu błędów systemu, z powodu działalności swojej matki i chęci zemsty na niej ze strony organów prawa.
Należy pamiętać o tym, co było i wynieść z tego odpowiednie wnioski. I właśnie takie wyniosłam z tej lektury ja, a przynajmniej tak podpowiada mi moja moralność, sumienie. Nikt nie powinien przejść tutaj obojętnie, tylko zatrzymać się na dłużej, poznać historię i przemyśleć. A potem sam wybrać. Bo zdecydowanie książka i sama sprawa są tego warte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz