sobota, 31 marca 2018

C. Hoover "It ends with us"

It ends with us 
Colleen Hoover 




Wydawnictwo: Otwarte
Tytuł oryginału: It ends with us 
Tłumaczenie: Anna Gralak 
Liczba stron: 358 
Cena sugerowana: 39,90 zł








Czasem te osoby, które najmocniej nas kochają, potrafią też najmocniej ranić. 
Lily Bloom zawsze płynie pod prąd. Nic dziwnego, że otworzyła kwiaciarnię dla osób, które... nie lubią kwiatów, i prowadzi ją z pasją i sukcesami. Gdy poznaje przystojnego lekarza Ryle'a Kincaida i rodzi się między nimi fascynacja, Lili jest przekonana, że jej życie nie może być już lepsze.
Tak mogłaby skończyć się ta historia. Jednak niektóre rzeczy są zbyt piękne, żeby mogły trwać wiecznie. 

"Mam wrażenie, że każdy udaje kogoś, kim nie jest, a głęboko w środku wszyscy jesteśmy tak samo popieprzeni. Po prostu jedni ukrywają to lepiej niż inni." 

Nasza główna bohaterka, to młoda kobieta. Wiecie. Taka, która całkiem niedawno wyjechała z rodzinnej nory, ma pomysł na siebie, cele w życiu, marzenia. Nic, tylko pozazdrościć. Tym oto sposobem trafia do Bostonu. Dlaczego nie? Tam zamierza zacząć swoje życie od nowa. Bez problemów, bez wspomnień z dzieciństwa. Te plany są dobre. Dobre, dopóki pewnego wieczoru, na dachu jednego z najwyższych budynków, znajdującego się niedaleko jej mieszkania, spotyka JEGO. Bo za większością zła stoją przecież faceci, no nie? Co się stanie, gdy mężczyzna zagości w jej życiu? Jak wpłynie to na jej idealne wyobrażenia o życiu? Co zrobi, gdy powrócą wydarzenia z przeszłości? Jak to wszystko wpłynie na jej aktualne życie? 

"Kiedy stoimy z boku, łatwo myśleć, że gdyby ktoś nas krzywdził, odeszlibyśmy od niego bez zastanowienia. Łatwo powiedzieć, że nie moglibyśmy kochać kogoś, kto nami poniewiera. To nie my czujemy miłość do tej osoby."

Tuptam do biblioteki i widzę książkę. Na pewno nową, bo jako codzienny gość progów czytelni zwróciłabym na nią uwagę już dużo wcześniej. Sięgam tą swoją małą łapką po upatrzoną pozycję i czytam pierwsze zdanie opisu. "Lily Bloom zawsze płynie pod prąd". I wzięłam, nie czytając o tym, co będzie dalej. W końcu, jak ktoś płynie pod prąd, to na pewno jest szurnięty. Czy wybór jednej z nowszych książek Colleen Hoover było dobrą decyzją? 

"Poczucie humoru, to jeden z najważniejszych elementów ludzkiej osobowości."

Ostatnio strasznie lawiruję pomiędzy przeróżnymi gatunkami. Szukam ukojenia dla duszy. Czegoś, co pomoże mi się zrelaksować, odwrócić moją uwagę od natłoku nauki i spraw z nią związanymi. Czegoś, co pozwoli mi choć na chwilę złapać oddech. Zdecydowałam się na romans, ponieważ to podobno zawsze odprężający odmóżdżacz, którego lekko się czyta. I szczerze? W sumie to się nie zawiodłam. 
Są osoby, które mają każdą książkę Collen Hoover. Są osoby, które nie przeczytały ani jednej. Ja jestem gdzieś pomiędzy nimi. Mam już za sobą "Hopelles" i "Pułapkę uczuć". Teraz do listy dołączyło "It ends with us". Czuję się z tym dziwnie. Z czytaniem, czegoś co nie wnosi nic do mojego życia. Nie oszukujmy się, to jest romans. Nie dowiem się niczego, czego mogłabym jeszcze nie wiedzieć. Chyba, że trafiam na same okrojone pozycje i ktoś z Was zna romans na poziomie - wówczas proszę o zdradzenie mi tytułu w komentarzu. 
Jak już wspomniałam. "It ends with us" to książka przeciętna. Ktoś mnie zaraz opieprzy, powie "Kaczuszka, żartujesz? Kobieta dotyka problem przemocy w małżeństwie!". Tak, doskonale o tym wiem. Ale, gdy będę chciała dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, to sięgnę po reportaż, o coś, co będzie pouczające i wstrząsające, bo choć ta historia, jak napisała na końcu autorka, była wzorowana na sytuacji z życia wziętej, to na pewno w żaden sposób mnie nie ruszyła. Ot, zwykła lektura na umilenie piątkowego wieczoru.

"To, że ktoś cię krzywdzi, nie oznacza, że możesz tak po prostu przestać go kochać. To nie czyny sprawiają najwięcej bólu, lecz miłość. Gdyby czynom nie towarzyszyła miłość, ból byłby trochę łatwiejszy do zniesienia." 

Czy zawiodłam się? Nie. Nie spodziewałam się żadnej literatury wysokich lotów, ale nie sądziłam, że Collen Hoover sięgnie po tak oklepany temat. Bo temat przemocy w literaturze (za wyjątkiem reportaży) jest już oklepany, przejadł się. Rozumiem, chciała napisać o czymś, co uświadomi młodych ludzi o problemach, pokaże jak sobie z nimi radzić. Może jestem za stara, żeby sięgać po jej książki. Może. Nie wiem.
Teraz tak sobie myślę, że "To skończy się z nami", choć słabe nie było, to nie wiem, skąd ma 8,6 gwiazdek na 10 (oczywiście na lubimy czytać). Bo dla mnie ta książka, to nie było żadne wow, bardziej potraktowałam ją jako coś odmóżdżającego i relaksacyjnego po okresie ciężkiej nauki. Ja rozumiem, jest moda na romanse, wątek przemocy jakiejkolwiek jest na topie. Ale...ile można czytać o tym samym, ale napisanym przez inną osobę?

"Każdy zasługuje na drugą szansę. Zwłaszcza ludzie, na których najbardziej Ci zależy." 

Podsumowując.
Jeśli kręci was taka tematyka - okej, czytajcie. Ale nie spodziewajcie się - w szczególności starsi czytelnicy, że dowiecie się czegoś nowego, ekscytującego, że poszerzycie swoje wiedze. To jest po prostu przeciętna książka, jakich ostatnio wiele się zrobiło. Motyw cierpienia i problemów jest na topie. Jednak, jeśli miałabym polecić coś w tym stylu, to na pewno lepiej abyście sięgnęli po "Eleonorę i Parka" Rainbow Rowell, "Ponad wszystko" N. Yoon, "Chemia naszych serc" Krystal Sutherland albo polską pozycję "#Me" Joanny Fabińskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz